środa, 3 lipca 2013

ON.


Pod durnowatym ciemno bordowym sweterkiem w norweski, okropnie hipsterski wzorek oraz pod mocno wytartymi czarnymi jeansami kryje się współczesny Bobby Farell. I przykro mi, król disco jest tylko jeden. A jego na pewno nie pobijesz. Nie uda Ci się również pokonać go w bitwie na mowę. Pan Tarr, to okropna gaduła, a do tego potrafi mówić sensownie, uważnie cedząc słowa. Jest mądry i lubi to podkreślać. Lecz żaden z niego sztywniak. Zdecydowanie bardziej wyluzowany niż większość studentów tego uniwersytetu. Z racji patykowatej postury ciała, preferuje obronę słowem, co z resztą wychodzi mu rewelacyjnie. Mistrz perswazji, jakich mało. Pewny swoich racji, potrafi spokojnie wysłuchać argumentów drugiej strony, a następnie podyskutować o nich przez wiele godzin. Koniecznie przy kubku świeżo parzonej zielonej herbaty, bo kawy nie pija. Nigdy. W międzyczasie wypali jeszcze kilka papierosów, a odór pomiesza się z zapachem cudownych męskich perfum, dokładnie tych które tak mu się podobają. Dodatkowo, rozmawiając z Tobą zrobi jeszcze tysiąc innych drobnych czynności, których jego roztrzepanej główce nie przyszło na myśl wykonać wcześniej.
Typowy humanista. Miłośnik człowieka, jako istoty żywej. Właśnie dlatego w wolnych chwilach po prostu rozmawia z ludźmi. Przykłada się do tego w takim stopniu, że wręcz wnika w drugą osobę. Głupi i niecodzienny nawyk, potrzeba dotknięcia, choć muśnięcia tej drugiej osoby- jej dłoni czy ramienia jest odruchem jaki nabył dorastając. Samotność nieco go przytłacza. Czuje się nieco zagubiony. Z reguły jego pociągła, blada jak u trupa twarz wyraża spokój. Taki też jest przede wszystkim. Zdecydowanie stonowany, może czasem zbytnio flegmatyczny. Ale kochany.
Wysoki, mierzący grubo ponad metr dziewięćdziesiąt, przesadnie chudy, choć nie narzeka na pustki w lodówce. Mijasz kogoś podobnego na ulicy, ale nie wiesz czy to on? Alan jak nic. Nie znajdziesz nikogo takiego w pobliżu. Miłośnik równie durnowatych jak on sam sweterków, kolorowych marynarek, jazzówek vel trampek oraz przede wszystkim idealnie wyprasowanych koszul. Elegancki na swój sposób, zawsze, nawet w domowej bluzie, ubrudzonej czekoladowym budyniem, który tak lubi.
Jedyną jego kobietą jest Viola, jego ukochana wiolonczela, z którą chyba nigdy się nie rozstaje. Stała się jego znakiem rozpoznawczym. Zdecydowanie dodaje mu pewności siebie, w chwilach kiedy ją traci. Czemu więc nie kierunek muzyczny? Bo by Was wszystkich wgniótł w posadzkę. Poza tym wykształcenie muzyczne już zdobył. Nawet gra w jednej z orkiestr symfonicznych- nie chwaląc się, jako jeden z najlepszych, wśród wiolonczelistów na pewno.
Wieczny singiel, bo jak twierdzi- Viola jest jedyną kobietą, która potrafi go zrozumieć. Cóż, w końcu któraś z Was będzie musiała przekonać go, że się myli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz