Myślę, że strach, jaki odczuwa człowiek stojący nad przepaścią, w rzeczywistości jest raczej tęsknotą. Tęsknotą za tym, żeby rzucić się w dół - albo lecieć z rozpostartymi ramionami.
Chloe Amelie Lorraine
wcześniej Chloe Thompson, córka seryjnego mordercy z Nowego Orleanu
MALARSTWO | I ROK | GIMNASTYKA ARTYSTYCZNA
Chloe przyszła na świat jako pierwsze i jedyne
dziecko francuskiej tancerki i początkującej aktorki teatralnej, Amelie
Lorraine, oraz amerykańskiego fotografa, Davida Thompsona. Tak. Dokładnie tego
samego Davida Thompsona, który w osiem lat później dokonał serii brutalnych
morderstw na młodych kobietach w Nowym Orleanie - w tym także na swojej własnej
żonie - zaraz po tym popełniając samobójstwo. Kto by się spodziewał?
Na
pewno nie ośmioletnia Chloe, która w jedną noc stała się sierotą ze świadomością, że jej ojciec - kochany tatuś, który co rano całował ją w czoło przed pójściem do szkoły, a wieczorem czytał bajki przed snem - zamordował w bestialski sposób osiem kobiet. W tym jej matkę, której widok w kałuży miał dręczyć dziewczynkę jeszcze przez długi czas.
Nikt nie miał wątpliwości, że dla dziecka - zwłaszcza tak delikatnego i wrażliwego jak Chloe - to zdecydowanie za dużo i najlepszym wyjściem będzie opuszczenie miasta. Przygarnęła ją rodzina ze strony matki i wraz z nimi wyjechała do rodzinnego Lille we Francji.
Do
Nowego Orleanu wróciła pół roku temu po przeszło dziesięciu latach, przyjmując
panieńskie nazwisko matki, by rozpocząć naukę w Appletone University, gdzie
uzyskała stypendium. Teraz ma zamiar uporać się z widmami przeszłości i
wreszcie odnaleźć wewnętrzny spokój.
Dziewczyna
jest osóbką o delikatnej urodzie, która wprost idealnie odzwierciedla jej
charakter. Kiedy patrzy się na nią po raz pierwszy, sprawia wrażenie zamkniętej
w sobie, skrytej i bardzo nieśmiałej, przez co także samotnej, ze względu na
trudności w komunikowaniu się z ludźmi. Bardzo często milcząca, nie lubi
odzywać się nieproszona, żyjąca w przekonaniu, że to czyny są ważne, dlatego
też nie uświadczysz u niej zbędnego słowa czy głupiego komentarza. Niesamowicie
cierpliwa, można by określić ją wręcz oazą spokoju – nader trudno jest
wyprowadzić ją z równowagi. Jest niesamowicie łatwowierna i naiwna, można jej
wmówić praktycznie wszystko, a co za tym idzie, również bardzo uległa w
stosunku do silniejszych od niej charakterów. W życiu nie pomaga jej także
fakt, że nie potrafi odmawiać, co niektórzy perfidnie wykorzystują dla własnych
celów. Pomimo traumatycznych przeżyć ma złote serce – nigdy nie odmawia pomocy,
niezależnie od tego, czy ową osobę zna od dziecka, czy nie i czy sama w danej
chwili ma problemy. Bardzo często, nawet nieświadomie, nie dopuszcza do siebie
ludzi, bojąc się ich reakcji na wiadomość, że jest córką mordercy. Jeśli
jednak już pozwoli komukolwiek się do siebie zbliżyć, bardzo szybko i mocno
przywiązuje się do danej osoby.
Chloe jest zdecydowanie artystyczną duszą,
dlatego większość wolnego czasu spędza głównie na rysowaniu i malowaniu, co od
dzieciństwa było jej największą pasją. Z czasem stało się także sposobem na
radzenie sobie z własnymi emocjami i uczuciami. Jako, że jest córką
tancerki i fotografa, chcąc nie chcąc, obie dziedziny zna niemalże od podszewki,
chociaż zwykle się tym nie chwali.
Można
by rzec, że jest niemalże uzależniona od sportu - bieganie, zajęcia fitness czy
wizyty na siłowni to u niej codzienność, czego jednak nie zawsze da się
wywnioskować po jej drobnej sylwetce.
Od
zawsze uwielbia także spacery - bardzo często można spotkać ją przechadzającą
się w zamyśleniu, z nieprzytomnym spojrzeniem. Zwłaszcza wieczorem. O, tak,
dziewczyna uwielbia wieczór, noc - często zdarza się jej przesiedzieć do rana
na parapecie w swojej sypialni, wpatrując się w gwiazdy i słuchając szumu
drzew. Uważa, że wtedy świat pokazuje swoją skrywaną stronę. Piękniejszą, ale
także nasyconą dziwnego rodzaju tajemniczością.
POWIĄZANIA
[Zaświtał mi taki pomysł. Napisałaś, że Chloe mieszkała jakiś czas we Francji. Może tam się poznali? Załóżmy, że NOT był tam na wakacjach z rodziną. Tego dnia padał ulewny deszcz, Toyoshima wracał do hotelu cały przemoczony, a kiedy chciał wyjąć empetrójkę z kieszeni, aby umilić sobie ten niezdrowy spacer, okazało się, że gdzieś ją zgubił. Cofnął się po swoich śladach i wtedy zobaczył Chloe stojącą pod jakimś daszkiem, trzymającą jego zgubę. No i tak się poznali. A teraz okazało się, że chodzą razem do szkoły. Z tym, że Chloe poznała NOTa, a on jej nie poznał. I ona może za wszelką cenę chcieć mu o sobie przypomnieć. Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuń[Witamy serdecznie na blogu! :)
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na postać. Obie mają coś, co utrudnia im dopuszczanie do siebie innych ludzi, więc może uda im się dogadać? :D]
Bonnie B.
[Jak najbardziej pozytywne. Możemy nawet uznać, że mieli ze sobą romans, który jednak skończył się wraz z wyjazdem NOTa do Japonii.]
OdpowiedzUsuńKapitan od samego początku go denerwował. Potrafił tylko wydawać rozkazy i drzeć się, kiedy ktoś mu się sprzeciwił. Wyglądał wtedy jak rozjuszony byk na hiszpańskiej corridzie, któremu zarzucono na twarz czerwoną płachtę – krew napływała mu do twarzy i rzucał się jak nienormalny, chcąc stratować wszystko i wszystkich, którzy gotowi byli stanąć mu na drodze.
OdpowiedzUsuńBył idiotą. Miał więcej ambicji niż talentu. Zamiast trzymać się na uboczu ze swoimi niecelnymi rzutami za trzy punkty, zgłosił się na kapitana i go wybrali. Grupa bezmózgich kretynów. Widocznie pasowało im, że drużyna Appleton University traciła do liderów z Coast University co najmniej kilkanaście punktów.
Nobuharu nie miał nic do gadania – był przecież z wymiany. I tak dobrze, że załapał się do drużyny, bowiem z reguły nie chciano przyjmować „chwilówek” na stałe. Pewnie był dobry albo trener po prostu potrzebował powiewu świeżości w drużynie. To się zdarza.
Kozłował piłkę przez środek boiska, omijając chłopaków z przeciwnej drużyny. Był szybki, ale jego ruchom brakowało płynności. Na początku był to jego atut, ponieważ wspaniale wyszkoleni przeciwnicy nie sądzili, że można grać w ten sposób i nie potrafili przewidzieć jego ruchów. Z czasem jednak okazało się, że bycie zwinnym równa się w większości przypadków byciu zwycięzcą i Toyoshima miał pewne problemy.
Tak było i tym razem.
Co prawda przeleciał z piłką przez środek boiska, ale tuż pod koszem została mu ona zabrana. Cofnął się na skraj boiska, ignorując karcące spojrzenie kapitana-idioty, którego twarz z każdym kolejnym skrzywieniem nabierała coraz czerwieńszego koloru. Był pewien, że w tym zagraniu nikt już mu nie poda, więc przystanął, zakładając ręce na torsie.
Wtedy poczuł na sobie czyjś wzrok. Odwrócił się momentalnie. Jego spojrzenie natrafiło na rozgrzewającą się na uboczu dziewczynę, która wydawała się być całkowicie pochłonięta ćwiczeniami.
Ponownie wrócił do śledzenia biegających towarzyszy.
Znowu. Znowu to poczuł. Szybko odwrócił głowę, ale nie zobaczył nic oprócz kompletnie ignorującej go uczennicy.
- Stary, wariujesz – mruknął do siebie i klepnął w plecy przebiegającego obok niego zawodnika, gratulując mu celnego rzutu.
Ledwie wybiegł na środek boiska, już trzymał w rękach piłkę. Nie sądził, że koledzy z drużyny tak szybko mu zaufają po jego słabym zagraniu pod koszem. Postanowił wykorzystać daną mu szansę, aby pokazać temu kretyńskiemu kapitanowi, kto tu komu powinien czyścić korki. W związku z tym wykonał szybki i wyjątkowo płynny dwutakt, a potem skoczył z zamiarem wykonania rzutu, który był w stu procentach do trafienia.
Ale coś go podkusiło. Coś go, cholera, podkusiło. Jeszcze raz odwrócił głowę w kierunku rozgrzewającej się uczennicy. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, a trwało to dosłownie ułamek sekundy, jego skupienie szlag jasny trafił.
Spudłował. Skąd wiedział?
- Toyoshima, cholera jasna! Weź zacznij grać, chiński cymbale!
Kapitan go poinformował.
Kiedy dziewczyna podeszła do kapitana, cała drużyna wstrzymała oddech, łącznie z Nobuharu, który zmrużył oczy, przyjmując postawę obronną. Bynajmniej nie była to obrona przed drobną, rudowłosą uczennicą, ale przed gniewem kapitana, który z każdym kolejnym krokiem pierwszoklasistki coraz mocniej zaciskał pięści.
OdpowiedzUsuńBył typem człowieka, którego irytowało absolutnie wszystko. Miał również dziwną awersję w stosunku do kobiet zajmujących się sportem. Według niego sport był tylko dla prawdziwych facetów. Dziewczyna widocznie się rozgrzewała, zresztą Jackson Struck – jak nazywał się kapitan – wielokrotnie widział ją na treningach gimnastyki artystycznej, ponieważ jego dziewczyna również trenowała. Swoją drogą, była jedyną kobietą, której uprawianie sportu jakoś znosił i tolerował.
Chyba nikt nie spodziewał się (a już na pewno nie Jackson), że rudowłosa nie tylko do niego podejdzie, ale również się do niego odezwie. Chociaż jej stwierdzenie było łagodne, nienoszące śladów agresji, Struck odebrał je jako atak na własną osobę.
- Coś ty powiedziała? – warknął, obnażając dziąsła niczym dzikie zwierzę.
NOT złapał piłkę, którą dziewczyna mu rzuciła, ale zamiast odpowiedzieć na jej uśmiech uśmiechem, pokręcił przecząco głową, dając jej znak, aby nie przeginała. Położył piłkę obok swojej nogi.
W tym samym czasie cała drużyna koszykówki półkolem ustawiła się za Jacksonem, który wręcz kipiał wściekłością.
- Czy ty próbujesz mi rozkazywać? – po chwili zadał kolejne pytanie, niebezpiecznie zbliżając się do rudowłosej. Jego ciemne, zwykle proste brwi teraz przybrały teraz kształt ukośników. Dało się słyszeć głośne strzyknięcie, kiedy zacisnął pięści jeszcze mocniej, choć z pozoru zdawało się to niemożliwe.
Trzeba było szybkiej reakcji, zanim Struck zdecyduje się podjąć atak. NOT z początku się wahał, ale z każdą kolejną sekundą rosła w nim obawa, że kapitan może w każdej chwili uderzyć niewinną uczennicę. Trochę mimowolnie zagrodził mu drogę, a potem spojrzał wprost na niego z głupkowatym uśmieszkiem, jakby chcąc rozładować kłębiące się w nim emocje.
- Dobra, stary. Pobawiliśmy się, a teraz odpuść.
- Nie wtrącaj się, Chińczyku – usłyszał w odpowiedzi, jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że kapitan nie ma zamiaru przerywać ataku. Kiedy się denerwował, był nieprzewidywalny. Sam do końca nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi. – Ta dziewczyna chyba nie wie, z kim zadarła.
- Powiedziałem odpuść – powtórzył NOT, marszcząc gniewnie brwi.
Zdążył kilkakrotnie mrugnąć powiekami, zanim poczuł palący ślad na twarzy. Najpierw otworzył jedno oko, a potem zorientował się, że ma trudności z otworzeniem drugiego. Jackson Struck właśnie przyłożył mu pięścią w twarz.
Wezbrała w nim wściekłość. Rzucił się do ataku, ale został powstrzymany przez kolegów z drużyny. Druga połowa trzymała kapitana, który szarpał się i miotał, wołając, żeby puścili go do tego „pier.dolonego Chińczyka”.
NOT wyrwał się. Splunął pod nogi kapitana, szybkim ruchem ręki odgarniając z twarzy spocone włosy.
- Idziemy – warknął do dziewczyny, o której obecności niemalże zapomniał, i złapał ją za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia z sali gimnastycznej.
[ Dzień dobry :>
OdpowiedzUsuńPóźno przychodzę z tym powitaniem, bo było u mnie wiele szczerych chęci, by się zgłosić z pomysłem, jednak - mimo usilnych starań - nic nie przyszło mi do łepetyny. Dlatego też niestety zgłaszam się z pustymi rękoma i chętnie wezmę od Ciebie jakieś powiązanie czy choćby zarys wątku :< ]
Nicholas Farrell
Nobuharu był pełen burzliwych emocji. Mieszanka złości, przerażenia i wstydu sprawiła, że rozbolała go głowa. A może to cios Jacksona Strucka wywołał tę falę nieprzyjemnego uczucia rozlewającego się po całej prawej stronie twarzy NOTa?
OdpowiedzUsuńNim się zorientował, to dziewczyna prowadziła go korytarzem, a nie on ją, dlatego kiedy wyraziła taką chęć, dał się zatrzymać. Zamiast na nią spojrzeć, jego wzrok wędrował od podłogi po ściany, na suficie kończąc. I tak ciągle. Japończyk wyglądał trochę jak obrażone dziecko, któremu właśnie zabrano lizaka, a który za cel postawił sobie kompletne ignorowanie oprawcy. Istotnie rudowłosa w pewnym sensie zabrała mu tego przysłowiowego lizaka. Możliwe, że przez tę sytuację kapitan zwróci się do trenera o wyrzucenie Nobuharu z drużyny.
Tak naprawdę z początku chłopak zwyczajnie nie był w stanie spojrzeć na dziewczynę. Nie był na nią zły, w żadnym razie. Po prostu było mu wstyd, że dał się pobić w jej obecności. Był także przerażony widokiem twarzy Jacksona Strucka, kiedy ten miotał się w objęciach kolegów z drużyny. Rządza zemsty wychodziła mu uszami. NOT wiedział, że dzisiejszy wyskok nie wyjdzie mu na dobre.
Dopiero kiedy dziewczyna zaczęła go przepraszać, poświęcił jej osobie krótką chwilę, uświadamiając sobie, że nie może się na niej odgrywać za własną głupotę i za narowistość kapitana. Posłał w jej kierunku coś na kształt uśmiechu i kiwnął głową, czego szybko pożałował. Dotknął bolącego policzka, starając się jak najmniej krzywić.
- E tam – powiedział, nie ukrywając sztuczności w wesołym tonie. – Do wesela się zagoi. Przecież to nic takiego.
Kiedy jego wzrok ponownie padł na rozmówczynię, doszedł do wniosku, że skądś ją kojarzy. Nie wydało mu się to jednak niczym dziwnym, ponieważ na szkolnym korytarzu codziennie mija się naprawdę wiele twarzy, przez co potem wszystkie wydają się w jakimś tam stopniu znajome.
- Ale chyba przydałby mi się zimny okład – dodał po chwili milczenia, niezdarnie dotykając spuchniętego oka zakurzonymi od piłki palcami, co nie było ani mądre, ani przemyślane, ani tym bardziej higieniczne.
Nie tyle bycie w centrum zainteresowania, co doświadczenie czyjejś troski i pomocy było dla niego bardzo budujące. Wprawdzie nie kręciło mu się w głowie, nie planował też tracić przytomności czy wymiotować od nadmiaru emocji, a mimo wszystko pozwolił dziewczynie zaopiekować się sobą.
OdpowiedzUsuńKiedy ocierała krew z jego łuku brwiowego, przymknął oczy, rozkoszując się tą chwilą – nie tak, jakby przed chwilą dostał pięścią w twarz od Jacksona Strucka, ale jakby wachlowano go wielkimi liśćmi na egzotycznej plaży. Nic go nie piekło, stąd wiedział, że to nie jest nic poważnego.
Jednocześnie zupełnie zapomniał o tym, że w jednej dłoni trzyma chusteczkę, w drugiej wodę, i że przydałoby się to drugie zamoczyć w pierwszym, a potem przyłożyć sobie do spuchniętego oka. Z okiem było gorzej niż z brwią.
- Nie, wiesz, już nie trzeba – odpowiedział szybko. – Właściwie czuję się już o niebo lepiej.
Spojrzał na chusteczkę, którą miał w ręku i zaśmiał się. Był to krótki, niezbyt energetyczny śmiech, który skończył się kolejną falą bólu prawej części twarzy. Zamiast dalej się cieszyć, NOT polał chusteczkę wodą, która kapała teraz na podłogę z przesiąkniętego materiału, a potem przyłożył ją sobie do oka.
- Najważniejsze, że tobie nic się nie stało – dodał po chwili, lekko łapiąc dziewczynę za nadgarstek i pociągając ją w dół, by usiadła obok niego.
Naprawdę była naiwna, jeśli sądziła, że Jackson Struck nie mógł ich tak traktować. Był kapitanem drużyny, a w dodatku miał bogatych rodziców i był jednym z najpopularniejszych uczniów w szkole. Jemu nie było wolno? Jemu wolno było wszystko. Nie było takiej rzeczy, której on, Jackson Struck, nie mógł zrobić. To bolało. To cholernie bolało, ale nikt nie był w stanie nic na to poradzić. W drużynie musiałby pojawić się albo ktoś przystojniejszy, bogatszy i bardziej utalentowany (co z kolei nie było taką wielką sztuką) od obecnego kapitana, albo na tyle głupi, by mu się mimo wszystko postawić i... wygrać, a nie dać się pobić jak worek treningowy. NOT musiał dostać kilka razy po pysku, zanim uświadomił sobie, że nie on jest tym wybawcą, który może obalić „rządy tyrana”.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko w skupieniu słuchał tych pełnych dziecinnej naiwności słów towarzyszki, jakby opowiadała mu najpiękniejszą historię, a nie żaliła się na bezwzględność dwudziestego pierwszego wieku. Normalnie by się do tego nie przyznał, ale jej głos... Z każdym kolejnym słowem zdawał się być coraz przyjemniejszy dla ucha, wręcz hipnotyzujący. Gdzieś już słyszał tę barwę Tak. Nobuharu miał nieodparte wrażenie, że gdzieś już ją słyszał.
Milczał. Jak żywe stanęły przed nim wspomnienia z wakacji, które spędził we Francji. Tam też spotkała go niemalże identyczna sytuacja. Wracał wtedy po wieczornym spacerze do hotelu. Był już w mieście tydzień lub półtora i z zamkniętymi oczami mógł trafić do ośrodka, dlatego liczył na szybki powrót. Był zmęczony, a następnego dnia mieli jechać do Paryża. Niestety, wtedy w ogóle nie dotarł do hotelu.
Grupka pijanych chłopaków szła ulicą, zachowując się zdecydowanie zbyt głośno jak na tę porę. Spacerujący ludzie nie chcieli się wtrącać w ich pijackie wygłupy – tylko jedna drobna, niepozorna dziewczyna stanęła w obronie ciszy. Grzecznie zwróciła uwagę awanturnikom, a wtedy... Wtedy NOT oberwał w twarz i to też dlatego, że stanął w obronie dziewczyny. Dziewczyny, z którą później...
- „Kto ma wieś, ma i prawo” – odpowiedział bardzo wolno, bardzo cicho i bardzo niepewnie... Dokładnie tak, jak odpowiedział tamtego dnia we Francji.
I wtedy właśnie towarzyszka na niego spojrzała. Wielkie, niebieskie oczy obserwowały go zza kilku pasem rudych włosów, a on nie był w stanie wydusić z siebie słowa.
NOT gwałtownie podniósł się z ławki, przez przypadek potrącając torbę dziewczyny. Portfel, telefon, jakaś książka i wiele innych rzeczy rozsypało się głośno po podłodze. Metalowy długopis poturlał się pod samą ścianę, uderzając w zamknięte drzwi do jednego z gabinetów. Dźwięk, który towarzyszył temu zdarzeniu, był ostatnim, jaki rozległ się po korytarzu wraz z upadkiem torebki. Potem nastała cisza.
OdpowiedzUsuńJapończyk wolno omiótł bałagan wzrokiem, a kiedy chciał podnieść torebkę towarzyszki, mokra chusteczka, którą trzymał na spuchniętym oku, nagle wypadła mu z rąk wprost w kałużę wcześniej rozlanej wody. Cisnął torebkę z powrotem na podłogę i wstał, przeczesując dłonią spocone włosy.
Chloe. Chloe Lorraine. Co ona tu..?
Nie wiedział, co powiedzieć. To było tak dawno. Minęło kilka lat od jego wycieczki do Francji. Kilka długich lat, od kiedy rozmawiali ostatni raz. Wprawdzie wymienili się numerami telefonu i obiecali sobie, że będą się nawzajem odwiedzać, ale żadne z nich od tamtego czasu ani razu nie skontaktowało się z drugim.
NOT szybko znalazł sobie dziewczynę. To wszystko, aby zagłuszyć tęsknotę za poznaną na wakacjach Chloe. Najpierw udawał, że wszystko jest dobrze, a potem już naprawdę wszystko było dobrze. Pogodził się ze stratą i z tym, że nigdy więcej jej nie zobaczy. „Wakacyjna miłość” przez pierwsze dwa czy trzy miesiące była „prawdziwa”, a potem stała się typową wakacyjną miłością, przyjemnym wspomnieniem, do którego od czasu do czasu się wracało, ale bez zbędnego emocjonowania się.
Tak trzeba było. Tak było zdrowo.
A teraz co? Teraz NOT znowu na nią patrzył. Na rudowłosą, drobną dziewczynę, która kiedyś zawróciła mu w głowie. Czy coś czuł? Był tak zaskoczony, że ciężko było mu oddychać. Ale czy czuł coś więcej? Nawet jeśli, nie było tego po nim widać. Na jego twarzy wymalowany był jedynie obraz wielkiego, wręcz przerażającego szoku.
- Chloe... – powiedział niepewnie. Odwrócił się i wskazał ręką głąb korytarza. – Ja... chyba powinienem już iść. Przypomniałem sobie, że zostawiłem żelazko... no wiesz, na gazie.
Gadał kompletne głupoty, ale nie było go w tym momencie stać na nic więcej. I może to nie było ani trochę w jego stylu, ale jedyne, co chciał w tym momencie zrobić, to zwiać stąd jak najszybciej.
- Zobaczymy się później – dodał szybko i oddalił się szybkim krokiem.
Kiedy tylko zniknął dziewczynie z pola widzenia tuż za zakrętem, zaczął biec na oślep. Nie widział bowiem na jedno oko.
[Dodałem Chloe do powiązań NOTa. ;)]
Niektórzy nazywali Nicholasa bohaterem, bo zjawiał się najczęściej w takich momentach ich życia, gdy akurat potrzebowali pomocy. Dyrygent nie uchodził za puszystego, tęczowego jednorożca, który radośnie wyciągał do wszystkich rękach, jednak gdy dostrzegał jednostkę potrzebującą wsparcia, nie wahał się przybyć na ratunek (niemalże tak efektownie, jakby co najmniej przyjeżdżał na białym wierzchowcu i w błyszczącej zbroi). Zazwyczaj chłodny i szorstki w obyciu, nie zmieniał się nagle, ale równie obojętnie robił przysługi tym, którzy ich bezsprzecznie potrzebowali.
OdpowiedzUsuńWiedział, że Chloe miała problem z tą nieszczęsną matematyką, dlatego też zgodził się jej czasem pomagać z tym czy innym zagadnieniem; nie szczędził jej przy tym krytyki, bo odnosił czasem nieprzyjemne wrażenie, iż poza tymi zajęciami, które mieli razem, dziewczyna kompletnie nie przykładała się do królowej nauk. Farrell za to uważał, że była ona niemalże bliźniaczo podobna do muzyki: zaniedbana, odrzucona na jakiś czas, nie pozwalała potem zapomnieć o przerwie. Dlatego też Nicholas bez przerwy doprowadzał swoją "uczennicę" do porządku, by nie popadła w letarg i nie odważyła się zapomnieć o równaniach, wielomianach i innych cudach nauki.
Otrzymawszy od niej telefon przed południem, postarał się wygospodarować dla niej choćby godzinę przed swoimi własnymi zajęciami na uczelni. Ostatnio, z powodu praktyk w filharmonii, zaniedbał trochę zwyczajne wykłady, a przecież musiał jakoś przedostać się z jednego roku na następny, chociażby prześlizgnąć się; dla niego o wiele ważniejsza była praca, jednak nikt na uniwersytecie nie chciał tego zrozumieć. Praktyki Farrell miał już nadto, zarówno w szkole muzycznej, jak i potem, w Nowym Orleanie.
Pojawił się o umówionej porze w Candymanie, trochę za słodkim, jak na gust Nicholasa, jednak stosunkowo cichym i miłym, prawie idealnym do nauki. Lepiej byłoby się spotkać w bibliotece, jednak o tej porze większość stolików była zajęta, a poza tym - dyrygent tłumaczył nierzadko coś dziewczynie niezbyt cicho, a to przeszkadzałoby molom książkowym i skończyłoby się wygonieniem ich z czytelni.
Usiadł przy jednym ze stolików, a potem zamówił jakąś fikuśną herbatę - chyba zieloną z papają, bo tylko taka była w miarę znośna i niezbyt słodka - i rozłożył materiały na obrzydliwie słodkim, różowym stoliku, by jeszcze raz przypomnieć sobie temat, jaki przyszło im dziś roztrząsać na spotkaniu.
[ Tadam! ]
Nicholas Farrell
[ A witam serdecznie :) Też mam słabość do Husky, choć o jego posiadaniu mogę sobie pomarzyć :P Koszta + bloki niestety nie są sprzymierzeńcami :P A co do wątku, choć może i już nie mam w tym wprawy (od około roku nie bloguję :P) mogę zaproponować coś w stylu wieczornego spotkania? Martin z psem biegający może wpaść na zamyśloną Chloe... Takie uniwersalne na początek ;) ]
OdpowiedzUsuńMartin
[ Jak dla mnie bomba :D]
OdpowiedzUsuń- No już, już malutka idziemy - zaśmiał się gdy pies siedzący przy drzwiach zaczął skakać do klamki upominając się o wieczorny spacer. No tak, kochał tego futrzaka jak mało co ale zdarzało mu się oderwać od rzeczywistości... Może zbyt mocne były by słowa że zapomniałby o Passi, ale po prostu... No nie oszukujmy się, zamyślenie go porywało. Dostał bowiem smsa od siostry. Miał ochotę rzucić telefonem o ścianę, jednak się powstrzymał w ostatniej chwili. Sunia podeszła do niego podsuwając pyszczek pod jego dłoń i kładąc łapę na jego kolanie. Prosiła o wyjście a jednocześnie chciała go pocieszyć.
- Co powiesz na nieco dłuższą dziś rundkę, co Passi? - zapytał retorycznie gdyż radosne szczeknięcie było oczywistym potwierdzeniem. Założył tylko swoją ulubioną bluzę dresową i chwycił leżącą na szafce smycz. Otworzył drzwi na oścież jednak nie przypinał na razie psa. Zrobił to dopiero na dole, gdyż wariatka zlatywała ze schodów jak.. wariatka. Zapiąwszy smycz or razu ruszyli truchtem przed siebie. Nie mieli celu do którego zmierzali. On chciał po prostu się wyżyć na samym sobie i wyrzucić z siebie złość a Passi miała z tego przyjemność. Nie zwracał uwagi gdzie i jak biegnie, dlatego spotkanie nagle z "czymś" było nieprzewidziane i dość bolesne. Poleciał bowiem na ścianę budynku. To go nieco przywróciło do rzeczywistości...
- Co do jasnej cholery to ma znaczyć? - wrzasnął. No cóż, nie miał dobrego dnia a boląca ręka nie była powodem do uśmiechu, jednak szczekanie Passi go oprzytomniało. Zauważył, że nie zderzył się z czymś, a z kimś. Sunia or razu podeszła by swymi bystrymi oczyma ocenić szkodliwość czynu oraz ich "ofiarę" i po chwili namysłu szturchnęła delikatnie pyskiem w nogę dziewczyny. On zaś słysząc jej przeprosiny poruszył głową jakby odganiając muchy i przy okazji myśli i od razu wyciągnął ku niej rękę.
- Ja również przepraszam. Ze mną powiedzmy że ok, ale widzę że z Tobą, gorzej - uśmiechnął się lekko, a kiedy wstała z ziemi uświadomił sobie że się nie przedstawił.
- Martin jestem - skinął głową - A to małe bydle to się Passi zwie - stwierdził kucając by poprawić smycz w którą sunia zaplątała łapę.
[PS. Znają się już skądś? Czy obcy? Jak coś to wybieraj i śmiało zmieniaj :)]
Martin
Tego samego dnia późnym wieczorem Nobuharu leżał w swoim łóżku w domku numer jeden, wpatrując się tępo w sufit. Najpierw ułożył się na wznak z rękoma włożonymi pod głowę, później przekręcił się na bok, podkulając nogi; spróbował również położyć się głową na miejscu stóp i stopami na miejscu głowy, ale nawet ta pozycja nie była dla niego dostatecznie wygodna. Każda sprzyjała rozmyślaniu o popołudniowych wydarzeniach.
OdpowiedzUsuńTa cała sytuacja... Wzrok rudowłosej dziewczyny, który rozpraszał go podczas meczu. Jej słowa skierowane do Jacksona Strucka. Czerwona twarz kapitana. Ta cała bójka w jej obronie – a właściwie przyjęcie ciosu i podbite oko. Potem wyjście z sali gimnastycznej i opatrzenie „wojennych ran”, a dalej... Chloe tutaj, a nie we Francji. Tutaj, w Nowym Orleanie. W szkole, do której on też chodził, chociaż przecież nie powinno go tu być – powinien być w Japonii, u siebie.
Zanim w końcu usnął, siedząc na łóżku oparty o ścianę, obiecał sobie, że następnego dnia znajdzie Chloe i z nią porozmawia. Mieli sobie wiele do wyjaśnienia.
Ale następnego dnia nie miał czasu. To znaczy, wmówił sobie, że nie ma czasu, a tak naprawdę – może nawet nie do końca świadomie – omijał szerokim łukiem wszystkie miejsca, w których mógłby natknąć się na Lorraine.
Mimo wszystko okazja spotkania nadarzyła się szybciej niż by przypuszczał.
W szkole zorganizowano akcję pt. „Witamy Pierwszaków”, do której zaangażowano wszystkich czwarto- i piątoklasistów, nie wyłączając uczniów z wymiany. Każdemu starszemu uczniowi przydzielono młodszego po to, aby ten pierwszy pokazał temu drugiemu wszelkie atrakcje związane ze szkołą i nie tylko. Miał spędzić z nim pięć popołudni – od poniedziałku do piątku – przy czym piątego dnia, czyli w piątek, odbyć się miała impreza specjalnie dla tytułowych Pierwszaków.
Pech – a może szczęście – chciał, że uczniów z kierunków ścisłych przydzielono do tych z kierunków artystycznych.
Pech – a może szczęście – chciał, że Chloe została przydzielona NOTowi.
Toyoshima siedział na ławce przed pracownią malarską, czekając na dzwonek zwiastujący koniec zajęć. Kiedy ten po piętnastu dłużących się minutach w końcu zadzwonił, z klasy jak jeden mąż wyszła pierwsza grupa pierwszoroczniaków.
Za jakiś czas salę opuściła kolejna, druga grupa. Potem trzecia, nieco mniejsza niż dwie poprzednie, i czwarta. W żadnej nie było Chloe. Dopiero na końcu z pracowni wyszły trzy dziewczyny – wśród nich NOT zobaczył rudowłosą Lorraine.
Japończyk nie czekał aż dziewczyna go zauważy. Wstał z ławki i lekko do niej pomachał, uśmiechając się przy tym kącikiem ust.
Wstając od psa jakby tego było mało przypadkowo udeżył ręką o ścianę.
OdpowiedzUsuń- No nie, ja to mam dziś pecha - sapnął masując rękę. Najpierw problem w szkole, potem sms od siostry, a na dodatek ten wypadek z dziewczyną. Coś musiało być nie tak. Ale i tak w swojej masce nie okazywał tego. Zmróżył oczy gdy nadjeżdżał samochód, gdyż jemu akurat światła świeciły po oczach. Gdy zapytała o uczelnie zaczął przeszukiwać z ciekawości pamięć. Skoro pyta o uczelnie to musi mieć zapewne coś z nią wspólnego.
- Tak, tak. Powiedzmy że tam studiuję. - odparł obojętnie. Prawde mówiąc jego studia to była wielka pomyłka. Wolał sport, imprezy, wyścigi... albo swoją gitarę, jednak akurat tego nie okazywał.
- to może chociaż w ramach przeprosin, jakaś kawa czy coś na poprawe humoru? - zaproponował, choć jemu humoru nic nie poprawi, no ale wypadało się jakoś zrewanżować.
[Sorki ale pisze z telefonu i mogą być byki :p]
Ta autentyczna troska, którą usłyszał w głosie Chloe, sprawiła, że nagle zrobiło mu się bardzo przyjemnie. Odniósł wrażenie, że dziewczyna puściła w niepamięć wydarzenia czwartkowego popołudnia. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że mogły to być tylko pozory – był prosto myślącą osobą, nie mającą w zwyczaju analizowania zachowań innych ludzi. Rudowłosa nie wyglądała na złą, a więc nie była zła. Proste? Dla niego jak budowa cepa, choć w rzeczywistości było to z pewnością nieco bardziej skomplikowane.
OdpowiedzUsuńNobuharu w tym momencie nie myślał o czwartku; nie myślał o swoim tchórzostwie, o swojej głupiej reakcji dziecka. Liczyło się tylko tu i teraz.
Zadania, które zostało mu przydzielone, nie traktował jako misji – uważał, że jest to szansa, dzięki której może po raz kolejny zbliżyć się do Chloe, a tym samym poznać ją i odnowić wszystko to, co zostało utracone wraz z jego wyjazdem z Francji.
- Tak – potwierdził. Z jego okiem było zdecydowanie lepiej i był z tego naprawdę zadowolony. Od razu było to po nim widać. – Może w końcu ludzie przestaną się na mnie patrzeć jakbym miał dwie głowy, a nie śliwę pod okiem – dodał po chwili, nie przestając się uśmiechać.
Nic nie zaplanował na popołudnie. Zwykle robił wszystko na ostatnią chwilę, ale zawsze robił – tym razem postanowił, że pójdzie absolutnie na żywioł. Wiedział z autopsji, że jeśli chodzi o plany, kiedy ma się zorganizowany czas co do minuty, praktycznie zawsze coś się sypie i w efekcie robi się coś zupełnie innego niż w grafiku. Więc po co marnować czas i się denerwować?
- Na pewno jesteś głodna – zagadnął.
Ruszył w stronę drzwi wyjściowych.
- Mniejsza o to kto na kogo wpadł, a liczy się jedynie skutek - uśmiechnąwszy się spojrzał na zegarek a następnie na siedzącego u jego nóg psa pierwsze co mu przyszło na myśl, to to, że mało który lokal wpuści go z psem, a o tej porze nie chciałby zostawiać ulubienicy na dworze. Zresztą sunia nie jest typem podwórkowa ani samotnika.
OdpowiedzUsuń- Tak nawiasem mówiąc nie miałbym co zrobić z tym małym poćwirzem, więc póki co jedynie mogę zaproponować to spacer do mnie by ją zostawić. Przy okazji przemyjesz sobie rany, bo nie ma co ich zapaprać, bo może być gorzej. Ja z resztą w takiej bluzie też się ludziom nie pokarze - zaśmiał się rozbawiony. mógł wyjść na jakiegoś modnisia czy obsesyjnego eleganta, ale po prostu zwracał uwagę na swój wygląd. Nie chciał nigdy wyglądać dziwnie przy siostrze gdy z nią urzędował i tak już mu zostało. Więc nawet na kawę, herbatę, ciastko czy cokolwiek innego nie chciał się pokazać w ubrudzonej bluzie od tynku naściennego na którą to ścianę poleciał, ubrudzonych spodniach i starych przeznaczonych jedynie na wieczorne bieganie adidasach, które mimo swojego wysłużenia jeszcze się trzymały całkiem nieźle, oprócz kilku nieschodzących już plam i niemal całkowicie przetartej już podeszwie.
- To jak? Chwila u mnie i coś się wymyśli czy może wolisz przełożyć to na jutro jak się oboje na spokojnie ogarniemy i sobie wypoczniesz bo widzę że chyba troszkę ci się dzisiaj przegięło z bieganiem - sktwitował widząc lekki dreszyczyk co przeszedł jej ciało powstały po podmuchu chłodnego wiatru. ściągnął z siebie bluzę i wręczył jej
- Proszę śturmoczku - zaśmiał się wesoło - zawsze biegając lepiej zabrać jakąś bluzę na wszelki wypadek