Dane osobowe
Imię: Naomi
Nazwisko: Pierce
Pseudonim: Kacy
Data urodzenia: 13 maja 1994 r.
Rodzina: siostra - Livia Stonem
matka - Beth Pierce U
ojciec - John Pierce U
Bractwo studenckie: Sigma Kappa
Rok studiów: I rok
Kierunek studiów: wydział artystyczno-muzyczny, malarstwo
Zajęcia dodatkowe: koło literackie/kick-boxing
[wizerunek - Ksenia Solo]
- Patrzysz na mnie, jakbyśmy się miały więcej nie spotkać - powiedziałam, gdy Livia zaparkowała swój samochód przed domem bractwa.
- Obiecaj, że będziesz na siebie uważać - odrzekła na to, przyglądając mi się ze wzruszeniem.
- Idę na studia, nie na wojnę.
Lecz Liv mnie już nie słuchała. Odpięła pas i uścisnęła mnie mocno, aż brakło mi tchu. Miała w zwyczaju przesadzać i zanadto się zamartwiać odkąd... Od pewnego czasu. Pożegnanie trwało zbyt długo, więc postanowiłam jak najszybciej je zakończyć. Odsunęłam się od Livii, uśmiechając się pokrzepiająco. (Ironia losu, czyż nie? To w końcu ja powinnam potrzebować wsparcia i otuchy.) Wysiadłam z auta i podeszłam do bagażnika. Kiedy wyjmowałam swoje torby, moja siostra także opuściła wnętrze pojazdu i stanęła obok mnie, niepewnie krzyżując ręce na piersi. Gdy byłam już gotowa do odejścia jeszcza raz mnie uściskała.
- Nasi rodzice byliby dziś z ciebie dumni - powiedziała, a jej oczy zaszkliły się od napływających do nich łez. - Kocham cię, siostrzyczko.
- Ja ciebie też - odparłam, zarzucając sobie na ramię wypchany do granic możliwości plecak i biorąc do rąk swoje bagaże. - Ucałuj dzieciaki.
Po czym odeszłam w stronę swojej przyszłości, nie odwracając się już do Livii. Po chwili usłyszałam trzaśnięcie drzwiczek i odgłos odjeżdżającego samochodu. Zaczynam nowe życie, pomyślałam, stając przed wejściem. Naomi "Kacy" Pierce, witaj na studiach.
[Witam wszystkich! Proszę o wyrozumiałość z powodu niewielu faktów z życia mojej postaci, lecz jest ona, hmm...dość tajemnicza. Różne rzeczy będą wychodzić na jaw z czasem ;) Jestem chętna jeżeli chodzi o wątki, tak więc jakby co dajcie znać. Pozdrawiam ;) Caroline M.]
[ Helou :>
OdpowiedzUsuńSkoro Naomi jest na pierwszym roku na wydziale artystyczno muzycznym... ona na czymś gra? Może Nicholas mógłby jej w czymś pomagać albo instruować, jak sobie poradzić z nieprzyjemnym profesorem? ]
N. Farrell
[Witamy serdecznie na blogu! :)]
OdpowiedzUsuń[ Owszem, mógłby jej udzielić porad, a może nawet zaaranżować jakiś utwór na skrzypce? :> Jeśli masz życzenie zacząć, to proszę, a jak nie - ja jutro coś napiszę. ]
OdpowiedzUsuńNicholas Farrell
[Dostałam przyzwolenie opublikowania przed trzema komentarzami. Sama więc piszę ten trzeci. Witam się więc i na pewno coś wymyślę, tylko podsuń mi jakiś minimalny pomysł, proszę! Może coś muzycznego? Możemy też zacząć znajomość od nowa. Caroline zaszyłaby się w bibliotece, cieszyła się chwilą, czytając długo poszukiwaną książkę, a spieszący się Alan, rzecz jasna z wiolonczelą na plecach przemierzałby bibliotekę pospiesznie i przez nieuwagę zrzuciłby tonę książek, zakłócając przy tym idealną ciszę. No nie wiem, tak tylko rzuciłam.]
OdpowiedzUsuńAlan
[Witam na blogu. Jeśli masz ochotę na wątek z Nobuharu, to zapraszam do przeczytania karty. Na pewno coś razem wymyślimy, jak wysilimy mózgi. ;)]
OdpowiedzUsuń[W sumie bardziej miałam na myśli zrzucenie kupy książek m.in na dziewczynę (jakimś cudem), po czym pospieszne układanie ich przez ich dwójkę, bo siejąca ogólny strach i panikę bibliotekarka zmierzała powoli w ich stronę. Następnie dzika ucieczka między regałami, kiedy to w ostatniej chwili zostaną zdemaskowani. Przy okazji mogą się zatrzasnąć w jakimś schowku czy czymś takim. Jak się na to zapatrujesz? :)]
OdpowiedzUsuńAlan
[Tak właśnie. Super, kto zaczyna? :)]
OdpowiedzUsuńAlan
Nobuharu lubił sobie od czasu do czasu wypić dobrą kawę na mieście. Chociaż zdecydowanie preferował tzw. „muła” z trzech łyżeczek, czyli połowa fusów, połowa wody, czasami nachodziła go ochota na wypicie czegoś lżejszego, słodszego przy akompaniamencie cichego jazzu, wśród przepysznych aromatów świeżo upieczonych pączków z marmoladą.
OdpowiedzUsuńCafe du Monde. Tam najczęściej się wybierał.
Pogoda pod psem – tylko to się nasuwało człowiekowi na myśl, kiedy patrzył przez okno. Deszczowo, brzydko, pochmurno. Nic, tylko zaszyć się w pokoju, przykryć kocem po sam czubek nosa i oglądać dobre filmy akcji lub – jeszcze lepiej – horrory o duchach.
Może i była to całkiem niezła opcja, ale nie tym razem – jeden ze współlokatorów NOTa przeżywał rozstanie z dziewczyną. Historia była prosta i typowa – byli ze sobą trzy lata, ale ich związek nie wytrzymał próby odległości i biedny Meksykanin załamał się na dobre.
Toyoshima z początku starał się mu jakoś poprawić humor – przyniósł piwo, choć nie można było wnosić alkoholu do akademika, kilka paczek czipsów i kilka dobrych komedii... Ale to było wczoraj wieczorem. Niestety, od wczoraj wieczorem do tego czasu humor kumpla się nie poprawił. Trzeba było się ewakuować.
W Cafe du Monde jak zwykle było dużo ludzi. Na szczęście w tym miejscu wcale się tego nie odczuwało – zawsze panowała tu prawie absolutna cisza, nie licząc przyjemnego grania lokalnego zespołu jazzowego gdzieś w tle.
Nobuharu przymknął na chwilę oczy, wdychając zapach świeżo upieczonych pączków. Już wiedział, co zje dzisiaj na podwieczorek – specjalność zakładu, czyli mix mini-pączusiów, z których każdy był inaczej nadziany. Do tego jakaś dobra kawa, może być w sumie mokka... Ale tak w proporcji trzy czwarte kawy do jednej czwartej mleka...
Nawet nie zauważył, kiedy jego nogi same zaczęły iść w kierunku lady. To musiało źle się skończyć. Po prostu musiało.
Usłyszał dźwięk tłuczonej filiżanki, a potem poczuł ciepło w okolicach klatki piersiowej. Nie musiał otwierać oczu, żeby zorientować się, co się stało. Odskoczył. Pierwszym, co poczuł oprócz fali gorąca, był wzrok nieznajomej dziewczyny, której bluzka – jak się chwilę później okazało – była niezbyt estetycznie przyozdobiona plamą z kawy.
[Przepraszam, słabe to zaczęcie, wiem, ale jakoś ciężko pisało mi się ten komentarz. Z następnymi na pewno będzie lepiej. ;)]
Zdecydowanie niewiele było takich popołudni, kiedy to szedł do biblioteki, by po prostu poszperać w książkach, poczytać coś w czytelni, którą tak lubił. Panowała tutaj taka głucha cisza- niestety wymuszona. Mimo wszystko odpowiadało mu to miejsce, a pod tym względem to on był wybredny.
OdpowiedzUsuńTo popołudnie mimo wszystko również nie należało do tych, kiedy to planował oddać się literaturze. Po próbie orkiestry wrócił jeszcze na teren uczelni, bo przypomniało mu się, że potrzebuje na jutro pewnej książki. No to co, z tą swoją wiolonczelą pędził z powrotem do biblioteki (jakby nie mógł przypomnieć sobie o tym wcześniej, przecież był tu rano ze dwa razy). O tej porze na miejscu ludzi było sporo, więc cieszył się, że jednak zrezygnował ze spędzenia popołudnia właśnie tutaj. Dodatkową rzeczą, która zdecydowanie odstraszała go była jedna z bibliotekarek, z którą miał na pieńku odkąd zaczął tu studiować.
Zupełnie nieostrożnie przemierzał kolejne alejki, szukając tej właściwej. Rzecz jasna szukana przez niego książka znajdowała się na ostatniej półce, jaką miał zamiar sprawdzić. Taka złośliwość losu. I kiedy w końcu dotarł do ostatniego regału, kompletnie tracąc już nadzieję, cofał się powoli w kierunku stołów, przy których siedzieli czytelnicy i uważnie badał tytuły każdej napotkanej lektury. Mrużył delikatnie oczy, jak to on miał w zwyczaju. Skupił się na tym do tego stopnia, że zapomniał, że zaraz za nim znajduje się jakaś czytelniczka. I kiedy wreszcie znalazł skarb, którego szukał przez ostatnie czterdzieści minut, odwrócił się tyłem do regału, trącając pokrowcem książki, a następnie dziewczynę, która właśnie wstawała. Jakby tego było mało, przy zachwianiu się regału książki z wyższej półki również zleciały. I to prosto na nią, powodując dodatkowy huk. A i tak spowodował go już tu za dużo.
Z przerażeniem spojrzał na dzieło swojej nieuwagi i rzucił się na ratunek.
-Przepraszam! Nic Ci się nie stało?- zapytał, ujmując jej dłoń i pomagając jej wstać. W międzyczasie, wpychał książki, które wpadły mi ręce w byle jakie półki pobliskiego regału, gdyż kontem oka zauważył tę straszną bibliotekarkę zbliżającą się do nich z drugiego końca biblioteki. Jej mina, jak zwykle z resztą nie była ani odrobinę przyjazna. A może to tylko on odnosił takie wrażenie?- Mam przechlapane.- mruknął zdenerwowany, lecz posłał dziewczynie przepraszający uśmiech, dalej pakując książki na półkę.
[Jest coś, może być?]
Alan
Nobuharu zlustrował dziewczynę wzrokiem od góry do dołu, a potem rozłożył ręce, głupkowato się uśmiechając. Zawsze uważał, że kobiety najpiękniejsze są wtedy, gdy się złoszczą. Oczywiście nie powiedział tego na głos – mimo że miał wielką ochotę to zrobić – z obawy, że może za to nieźle oberwać po pysku, a będąc szczerym, miał już dość bójek z kapitanem drużyny koszykówki. Na co więc mu była jeszcze bójka? I to z dziewczyną?
OdpowiedzUsuń- Patrz, to nic – powiedział po chwili namysłu, wyciągając z kieszeni przesiąkniętą kawą paczkę chusteczek. Wyciągnął jedną z nich z niezbyt zachęcającym wyrazem twarzy, a potem podszedł do nieznajomej, omijając potłuczoną filiżankę, i zaczął wycierać jej bluzkę. – Zaraz to ładnie wszystko naprawimy...
Chwilę później zrobił mały krok do tyłu i z dystansu spojrzał na swoje wybitne dzieło a’la Leonardo Da Vinci – jeszcze bardziej rozmazaną plamę z kawy na bluzce poszkodowanej – zdecydowanie bardziej poszkodowanej niż kilka sekund temu.
- Nie do końca wyszło tak, jak miało wyjść – mruknął pod nosem.
Nobuharu spojrzał po sobie. Naprawdę wyglądał, jakby wytarzał się w błocie. Na szczęście nie zdążył zdjąć kurtki przeciwdeszczowej - gdyby ubrudził bluzę, którą miał pod spodem, nieźle by się wkurzył.
OdpowiedzUsuńŻółta bluza. Jego najlepsza. W sumie nie wiedział, dlaczego tak bardzo ją lubił. Nie była przecież ani jakoś specjalnie oryginalna, ani droga - wręcz przeciwnie, był to dość popularny model w Japonii i kupił go za śmieszne pieniądze. Ale ludzie tak mają, że często kompletnie nie rozumieją swojego przywiązania do niektórych przedmiotów. Na przykład babcia NOTa nigdy nie rozstawała się z książką Orwella - miała miniaturową kopię, którą zawsze trzymała w kieszeni spódnicy.
Ale wracając do sytuacji...
- A może jestem wielbicielem? - zapytał chłopak, unosząc jedną brew. To była fajna umiejętność, którą lubił się chwalić. - I może przed chwilą wyszedłem z basenu pełnego błota? A potem pomyślałem sobie, że wpadnę na kawę. Zobaczyłem szyld kawiarni i powiedziałem sobie "Stary, musisz wpaść na kawę". I oto jestem.
- Cieszę się, że miał pan świetny dzień przed wejściem do kawiarni, zbiciem filiżanki i rozlaniem kawy na samym środku lokalu - usłyszał nagle tuż nad uchem.
Odwrócił się i zobaczył niską kobietę po czterdziestce, która musiała być właścicielką Cafe du Monde.
- To nie moja kawa, tylko jej - stwierdził, umywając ręce.
Ludzie patrzyli na nich jak na parę dzieci kłócących się w piaskownicy. Właścicielka kawiarni grała w tym przedstawieniu rolę rodzica, który starał się przywołać je do porządku – z marnym skutkiem.
OdpowiedzUsuńNiestety ani dziewczyna, ani chłopak – żadne z nich nie chciało wziąć odpowiedzialności za to, co się stało. Oboje byli na to chyba zbyt dumni. Poza tym, gdyby Nobuharu zapłacił za szkodę, pozbawiłby się kawy i mini-pączusiów, których zapach go tu przyciągnął. Nie miał zamiaru zrezygnować ze swoich planów na wieczór tylko dlatego, że jakaś dziewczyna kazała mu płacić za to, że zbiła filiżankę i rozlała kawę.
- Myślę, że możemy się dogadać, pani... – zaczął NOT po krótkiej chwili namysłu i pochwycił w dwa palce plakietkę z nazwiskiem właścicielki, uśmiechając się przy tym jakoś tak łobuzersko. – Pani McRud. Miło panią poznać. Nazywam się Nobu...
- Proszę za mną nie flirtować – odpowiedziała oschle kobieta i szybkim ruchem ręki zrzuciła dłoń Japończyka ze swojej przypinki. Posławszy mu jakieś takie zawstydzone spojrzenie, wyprostowała spódnicę i podsumowała: – Rozumiem, że żadne z was nie ma zamiaru uregulować należności za szkody wyrządzone w mojej kawiarni. Możemy to załatwić inaczej.
NOT spojrzał na dziewczynę wzrokiem, który mówił „To moja zasługa, że nie będziesz musiała płacić za rozlaną kawę”, a potem szybko przeniósł go z powrotem na kobietę.
To, że czterdziestolatka zaczerwieniła się, kiedy Nobuharu zaczął ją podrywać, nie oznaczało jeszcze, że dzięki temu chciała iść na ugodę. Dobrze wiedziała, że robił to wszystko po to, aby uniknąć odpowiedzialności za zrobienie bałaganu. Chociaż może to w jakimś stopniu wpłynęło na jej decyzję... Powinna była się ostro zdenerwować i zagrozić im policją, kiedy powiedzieli, że nie chcą płacić, ale tego nie zrobiła. Była tak dobra czy po prosty schlebiło jej zainteresowanie młodego Japończyka?
- Czytali państwo kartkę wywieszoną na drzwiach Cafe du Monde? – kontynuowała. – Dzisiaj zamykamy wcześniej. Dokładnie – tu spojrzała na zegarek, który miała na ręku – za piętnaście minut. Albo państwo płacą i wychodzą, albo zostają i miło spędzają wieczór na sprzątaniu kawiarni. Do państwa należy wybór.
[Chętnie, chętnie :D Masz jakiś pomysł ? Mi przychodzi do głowy tylko jeden :P
OdpowiedzUsuńMógłby przypadkowo zniszczyć jej pracę. Zaczynają bardzo niemiło, ale później rodzi się coś między nimi i odnajdują wspólny język :)]
Will
[Jeśli Ci pasuje to jutro popołudniu zacznę :D]
OdpowiedzUsuńWilliam
Ten dzień był wyjątkowo pokręcony. Nieudany trening na basenie, naderwany mięsień barku dający się we znaki przy każdym ruchu ciała, wylana kawa na świeżo ubraną koszulę, zepsute klocki hamulcowe w aucie, które dopiero odebrał od mechanika, wysypka na rękach po nieświadomie zjedzonej papryczce chili i co najgorsze… pięć nieudanych prac, które jutro musi oddać na zaliczenie semestru. William tego dnia był kłębkiem nerwów, czekał tylko na ofiarę, której również mógłby zepsuć dzień. Bo przecież dlaczego tylko on miał mieć źle, o wiele lepiej żyje się ze świadomością, że ktoś ma gorzej od Ciebie. Ludzie często wysłuchują Twoich problemów tylko po to by poprawić sobie humor, rzadko kiedy interesuje ich co tak naprawdę się dzieje, co czujesz, dlaczego jesteś smutny. Oni cieszą się z Twoich porażek, doszczętnie sprowadzając Cię na samo dno. Will to wiedział temu też nigdy nie żalił się żadnym znajomym. Od tego miał swój pamiętnik, który zawsze tkwił tuż obok w jego skórzanej torbie. Późnym wieczorem, myśląc, że nikogo nie spotka już w pracowni malarskiej wszedł jakby wchodził do własnego mieszkania. Torbę rzucił pod ścianę, kawę postawił na stole rzucając obok kluczyki z samochodu. Światło nadal było zgaszone. W niesionym echu usłyszał jak ktoś odchrząknął próbując zwrócić na siebie uwagę. Porywczo uderzył ręką w włącznik światła i ujrzał twarz, którą już wcześniej kiedyś widział, ale nigdy nie miał okazji poznać osobiście.
OdpowiedzUsuń- Czemu siedzisz po ciemku ? – spytał, marszcząc czoło. – Nie mogłam się skupić, a ciemność mnie uspokaja. – odparła, unosząc ramiona. – Jeśli chcesz to sobie pójdę. – odrzekł Will, bo tak przecież było na miejscu, w końcu przeszedł tu jako drugi. – Zostań, zaraz wychodzę. – odpowiedziała, tajemnicza, nieznana mu dziewczyna. William rozłożył swoją sztalugę, wylał potrzebne mu kolory na paletę i szykował się by zrobić pierwszy ruch pędzlem… - Naomie jestem. – z zaskoczenia rzuciła niebieskooka dziewczyna lubiąca ciemności. – Heh, tak sądziłem, że skoro taka piękna dziewczyna to i imię musi być cudowne. – dopiero po chwili doszedł co właśnie powiedział. Serio ? Taki prostacki tekst ? Było go stać na coś więcej niż na banalny, nieudany z pewnością podryw.
[Początek taki se, nie krzycz, albo krzycz. Kolejny wątek z pewnością będzie lepszy ;D]
OdpowiedzUsuńWilliam
[Odpiszę jutro bo internety wariują ;*]
OdpowiedzUsuńWill